Niektóre linki na tej stronie mogą być linkami afiliacyjnymi
Obraz, który już nie zachwyca
Perfekcyjny obraz przestał robić wrażenie. Jest ostry, czysty, poprawny — i niemal natychmiast zapominany. W kulturze wizualnej końca 2025 roku coraz wyraźniej czuć (i widać) zmęczenie estetyką doskonałości. Obrazem, który niczego nie ryzykuje. Który nie zawiera błędu, a przez to nie generuje napięcia.
Można wręcz odnieść wrażenie, że krystalizuje się pewne nieuświadomione poczucie braku — braku ludzkiego wysiłku, pracy i czasu włożonych w twórczość. Coraz większa liczba generowanych obrazów nie wnosi niczego do i tak już entropijnego porządku wizualnego świata.
Nie jest to bunt wobec jakości technicznej. To sprzeciw wobec przewidywalności — permanentnej kopii na poziomie meta. Przeciw czemuś, co wszyscy widzą i czują, ale nie do końca wiedzą, jak na to reagować.
Gładkość jako problem
Obrazy generowane i obrabiane do granic możliwości zaczynają przypominać siebie nawzajem. Mają ten sam kontrast, podobne światło, identyczną logikę „dobrego kadru”. Są projektowane tak, by nie stawiać oporu. By od razu się podobać.
Problem polega na tym, że to „podobanie się” jest krótkotrwałe. Perfekcja działa jak filtr — wygładza wszystko, co mogłoby zostać zapamiętane. W efekcie obraz nie zostaje z widzem. Przelatuje przez pole widzenia i znika.
To nie pojedyncza fala, lecz stały proces ujednolicania — swoiste znaczeniowe spłaszczenie, które pochłania, poziomuje i uśrednia doświadczenie obrazu.
Powrót do niedoskonałości
Coraz częściej więc uwagę przyciągają zdjęcia, które nie spełniają standardów. Zbyt ciemne. Lekko poruszone. Z przypadkowym kadrem. Z twarzą, która nie jest gotowa do zdjęcia.
Nie jest to nostalgia za analogiem sama w sobie, lecz potrzeba śladu czasu i obecności. Fotografia, która nie próbuje być finalna, zamknięta, gotowa do ekspozycji. Raczej taka, która wygląda jak fragment — wyjęty z ciągłości zdarzeń.
Wykorzystane fotografie: Mariusz Nawrocki
Ten zwrot nie jest nowy. Wystarczy wspomnieć prace Daido Moriyamy, w których skazy estetyczne od dekad stanowią znak rozpoznawczy. Dziś widzimy wyraźne ciążenie ku fotografii analogowej, archiwalnym pracom klasyków street photography, a także rosnące zainteresowanie — i ceny — legendarnych aparatów analogowych: średnioformatowych Hasselbladów, Leic, czy kompaktowych ikon pokroju Ricoh GR, Nikon F3, Lomo lub Olympus mju.
Fotografia jako zapis, nie produkt
W tym sensie fotografia znów zaczyna funkcjonować jako zapis, a nie produkt wizualny. Przestaje udowadniać swoją wartość ostrością czy perfekcyjną kompozycją. Zaczyna działać ciszej.
Wykorzystane fotografie: Mariusz Nawrocki
Ten sposób myślenia o obrazie od lat obecny jest w refleksjach środowisk skupionych wokół wydawców takich jak Aperture — gdzie fotografia traktowana jest jako narzędzie pamięci kulturowej, a nie wyłącznie estetyczny obiekt. To perspektywa, która dziś wraca z nową siłą.
AI jako katalizator zmęczenia
Paradoksalnie ogromny wpływ na to zmęczenie ma rozwój sztucznej inteligencji. Obrazy generowane przez modele wizualne bywają „zbyt dobre” technicznie, „zbyt idealne” kompozycyjnie. Spełniają oczekiwania, zanim zdążymy je sformułować — a być może w strumieniu bodźców same je kształtują.
Można powiedzieć, że są poprawne statystycznie, ale pozbawione ryzyka. Potrafią być piękne, intrygujące, czasem zaskakujące — zwłaszcza przy świadomej, kreatywnej pracy z modelami, co sam obserwuję, wykorzystując AI w wybranych projektach.
Prace: Mariusz Nawrocki
Nie sposób zaprzeczyć, że technologia może być narzędziem w rękach twórcy, otwierającym nowe możliwości. Jednocześnie jednak, w skali makro, wraz z — jak można to nazwać — demokratyzacją narzędzia, pojawia się przesyt i dewaluacja. To, co jednostkowo mogłoby stanowić element sztuki, coraz częściej staje się po prostu kolejnym wygenerowanym plikiem.
W odpowiedzi rośnie potrzeba obrazów, które nie są optymalne. Które nie wiedzą, jak powinny wyglądać. Które nie zostały obliczone, lecz przeżyte.
Cisza zamiast efektu
Zmęczenie obrazem perfekcyjnym nie oznacza rezygnacji z fotografii. Wręcz przeciwnie — to próba jej odzyskania. Powrotu do zdjęć, które wymagają chwili ciszy. Które nie konkurują o uwagę, lecz pozwalają jej opaść.
Wykorzystane fotografie: Mariusz Nawrocki
To także powód, dla którego wciąż wracamy do książek fotograficznych — jako medium wolnego od scrolla i algorytmów. Publikacje takie jak klasyczne i współczesne albumy fotograficzne nie próbują być aktualne. One trwają.
Szczególnym sentymentem darzę archiwalne wydania fotograficzne. Od lat doskonałą bazę stanowi serwis Josefa Chladka — warto zajrzeć do tego archiwum fotoksiążek.
Zamiast podsumowania
Perfekcyjny obraz szybko się starzeje (jak to brzmi!). W świecie nadmiaru wizualnego to właśnie niedoskonałość zaczyna pełnić główną funkcję uwagi. Nie estetycznego, lecz ludzkiego. Być może dziś najbardziej poruszające fotografie to te, które nie starają się niczego udowodnić. Są zbyt zwyczajne, by stać się ikoną. Zbyt niejednoznaczne, by stać się trendem. Ale właśnie dlatego zostają z nami dłużej.
Zmęczenie perfekcją nie jest końcem obrazu. Jest jego korektą. Przypomnieniem, że fotografia nie musi być lepsza. Wystarczy, że będzie uczciwa wobec chwili, w której powstała. Być może to jedna z najważniejszych zmian ostatnich lat: fotografia znów nie musi błyszczeć. Wystarczy, że oddycha.
Dalsza lektura
Jeśli interesuje Cię fotografia wolna od estetycznej presji i algorytmicznej poprawności, warto sięgnąć po wybrane publikacje i albumy dostępne na Amazon — np. w kategorii contemporary photography books. Dziękuję za lekturę!